top of page

Brokat i kryształy - czyli open'er day 1.

  • Zdjęcie autora: douslyszenia
    douslyszenia
  • 4 lip 2019
  • 2 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 11 lip 2019

Pierwszy dzień Open'era za nami - i w sumie już można powiedzieć, że tegoroczna edycja z pewnych względów z pewnością będzie uchodzić za wyjątkową.


Wzorem coachellowych festiwalowiczów nasi rodzimi influencerzy slasz blogerzy slasz celebryci slasz inni uczestnicy, dla których muzyka może nie zawsze stanowi priorytet, jeśli chodzi o udział w tej imprezie, prawdopodobnie już od dłuższego czasu pieczołowicie planowali stylizacje na każdy z festiwalowych dni.


Pierwszą okolicznością, która dość skutecznie pokrzyżowała ich plany, była pogoda - po fali upałów nadeszło niezwykłe przyjemne ochłodzenie, któremu w najbliższych dniach będą towarzyszyć też sporadyczne opady deszczu. Kilka dni temu niby każdy marzył o takich warunkach... ale teraz? Kurtki czy pelerynki są cholernie mało instagramable, a jeśli popada nieco intensywniej w czasie koncertu, to i istnieje ryzyko, że brokat czy kryształy misternie poprzyklejane do twarzy wylądują w powiększającej się pod naszymi stopami kałuży. Jak żyć? Rozwiązanie wydaje się oczywiste - wystarczy skryć bajeczną stylizację pod okryciem, a następnie sprawnie zdjąć je jedynie na potrzeby szybkiej sesji zdjęciowej. Ewentualnie, jeżeli dysponujemy kwotą - bagatela - 2.500,00 zł, to możemy wynająć sobie jeden z kolorowych domków, które pojawiły się w tym roku na terenie festiwalu i sprawnie zmienić ciuchy po wykonaniu zdjęć. Co istotne, warto pamiętać o tym, by dodać stosowny opis do zdjęcia, z kategorii 'takie z nas świry, tańczymy półnago w deszczu, wcale nie jest nam zimno'.


Oł. Noo i tutaj pojawia się druga okoliczność, którą można już chyba traktować w kategorii globalnego kryzysu. W mediach pojawiły się bowiem niepokojące doniesienia o awarii najpopularniejszych serwisów społecznościowych - facebooka i instagrama, a także komunikatora whatsapp. Nie traktujcie tego, proszę, jako nędznej próby obśmiania tej sytuacji. To jest bardzo poważna sprawa, ja naprawdę wszystkim szcerze współczuję. W chwili obecnej nadal nie można się pochwalić stylizacją. Open'erową ekipą. Ponarzekać publicznie na okoliczność numer 1. Błyskawicznie ustalić gdzie są mniej lub bardziej lubiani znajomi, którzy też wybierali się na festiwal. Nic, kurczę, nie można.


Zabawna rzecz - gdy na chwilę chowamy telefon do torebki, bo w końcu i tak korzystanie z niego nie ma większego sensu, to nagle okazuje się, że... woah, w sumie to jest naprawdę dobry koncert. Przyłączamy się do wspólnego śpiewania z innymi ludźmi. Zaczynamy nieśmiało tuptać na parkiecie. Wymieniamy spojrzenia, nawet odważamy się na rozmowę z nieznajomymi. Idziemy na szybkiego browara, zawieramy nowe znajomości. Wracamy z pierwszego dnia openera bez kilkudziesięciu zdjęć i nagrań opublikowanych na stories, z feedem głodnym lajków.. ale i z uśmiechem na twarzy.


Mam apel. Nie naprawiajcie social mediów.

A my pocieszmy się życiem. Bądźmy tu i teraz, offline.


For the record - ja też kiedyś biegałam na opku z wiankiem na głowie, przyznaję bez bicia. Matko bosko, na pierwszego open'era zamawiałam nawet specjalną hipsterską bluzę z kotem. Do tej pory nie uważam, żeby było w tym coś złego, festiwal jest jednak pewnym wyjątkowym wydarzeniem, podczas którego można trochę zaszaleć modowo. Ważne jest tylko to, żeby na nogach były wygodne buty, które umożliwią opkowe błyskawiczne transfery z jednej sceny na drugą.


A bycia offline cały czas się uczę, krok po kroku.


PS. To zdjęcie pochodzi z opka 2016 - to dopiero było załamanie pogody. Burza jak ta lala.


Comments


  • White Facebook Icon
  • White Instagram Icon

© 2023 by DAILY ROUTINES. Proudly created with Wix.com

bottom of page